Wyjazd, choćby na krótko. Wyrwanie się z murów i miejsca, w którym pracujemy. Uwolnienie myśli od bieżących spraw. Wielu wydaje się to nie do pogodzenia z nawałem obowiązków, goniącymi terminami, klientami, którzy dzwonią co chwilę, szefem, który naciska na wykonanie zadania lub (w przypadku szefa) taką masą obowiązków, że już sama myśl o tym, że trzeba by wyjechać na 2-3 dni i „nic nie robić” jest tak przerażająca, że odrzucamy ją natychmiast.
Ale … No właśnie … Jeżeli taki wyjazd potraktować jak inwestycję? Nie myśleć o nim w kategoriach „straty” ale „zysku”?
No Responses (yet)
Stay in touch with the conversation, subscribe to the RSS feed for comments on this post.